Wyobraź sobie, że w małym miasteczku w Ameryce pewna kobieta kupuje obraz. Spodobał jej się sposób, w jaki artysta namalował kobietę. Zawiozła płótno do swojego chłopaka, ten przez przypadek je uszkadza i… odkrywają pod spodem kolejne dzieło! Postanawiają sprawdzić i zdjąć górną warstwę. Przed ich oczami pojawia się najprawdziwszy van Gogh. To prawdziwa bomba! Ustalają, że to ostatnie jego dzieło, które zaginęło podczas pogrzebu.
Tak zaczyna się Zaginiony van Gogh, który opowiada kolejne perypetie dwójki bohaterów znanych z wcześniejszej książki Jonathana Santlofera: Alex i Luke’a. Van Gogh to jeden z najbardziej lubianych przez ludzi artystów. Fascynujące są nie tylko jego dzieła, ale także życie. Właściwie wplecenie wątku związanego z tym malarzem wydaje się być gwarancją sukcesu… czy tak jest także w przypadku Zaginionego van Gogha?
Tak jak w poprzedniej książce, autor narrację prowadzi naprzemiennie w dwóch czasoprzestrzeniach. Historie powoli się uzupełniają, a fragmenty wskakują na swoje miejsce zupełnie tak, jakby czytelnik układał puzzle. Mamy więc rok 1944 i chwilę obecną (na sam koniec powieści zostaniemy na chwilę przeniesieni jeszcze do 1890, ale to tylko ukłon w stronę czytelnika, aby nie zostawiać go z niedopowiedzeniem).
Fabuła z rozmachem operuje nie tylko czasem, ale też bohaterami. Rzuca ich to tu, to tam, a do tego wplątuje w coraz mniej zrozumiałe przez nich intrygi. Gdyby nie zależało im tak bardzo na osiągnięciu celu i odnalezieniu utraconego obrazu (tak, zostaje on naszym bohaterom skradziony, więc po raz kolejny istnieje ryzyko, że dla społeczeństwa zaginie na dobre). Pomimo tego, że sytuacje wydawałyby się nieprawdopodobne, gdyby przystawić je do szarej codzienności zwykłego człowieka, podczas czytania nie ma się wrażenia, że autor przesadził. Wręcz przeciwnie, umiejętnie porusza się w akceptowalnych ramach prawdopodobieństwa, jednocześnie skłaniając do myślenia, że rzeczywistość wcale nie jest taka oczywista i skrywa wiele tajemnic, nawet jeśli nie pod każdym obrazem, który wisi nad kominkiem, kryje się arcydzieło mistrza.
Powszechna codzienność miesza się w książce z niezwykłością ludzkich osiągnięć, a mroczne oblicze człowieczeństwa z pragnieniem dobra. Wątek zrabowanych dzieł sztuki i zabytków we krwi, próby ocalenia przed zniszczeniem ważnych prac oraz podejmowanie trudnych decyzji moralnych to główna oś fabularna pod kątem koncepcji książki. To, jakie idee czy wartości wyznają bohaterowie, mocno wpływa na ich działania i rezonuje na sytuacje, w jakich znajdują się inne postaci.
Ta książka, chociaż lekka i przyjemna, przy okazji opowiada o czymś jeszcze, być może równie ważnym, o ile nawet nie pryncypialny wobec wcześniejszej problematyki. O tym, jak niezwykle istotne są w naszym życiu chwile obcowania ze sztuką, jak bardzo duży żal powoduje konieczność rozstania się z pracą artysty. Chwile, które spędzamy, podziwiając najlepsze na świecie dzieła sztuki, zostają już z nami na zawsze i warto je doceniać, aby móc cieszyć się nimi w pamięci.
Warto nadmienić, że tak jak w poprzedniej książce, opowiedziana historia opiera się częściowo na faktach. Nie znaczy to, że mamy tu do czynienia z prawdziwymi wydarzeniami, ale że fabuła jest osadzona na kanwie tego, co kiedyś miało miejsce. W tym przypadku na przykład wystawa Entertete Kunst, czyli sztuki zdegenerowanej (to znaczy: uznanej za taką przez hitlerowców); zaliczono do niej kubizm, dadaizm, prymitywizm, postimpresjonizm, fowizm, niektóre nurty surrealizmu, ekspresjonizmu czy abstrakcjonizmu. Więcej o tym ciekawym wątku można przeczytać w innej książce wydanej przez Arkady, a mianowicie: Galeria cudów i obłędu. Szaleństwo, sztuka, Hitler i pierwszy program masowych mordów. Dzieło ze wszech miar godne polecenia.
Wróćmy jeszcze na chwilę do Zaginionego van Gogha: to idealna powieść dla fanów kryminałów i sztuki. Odnajdą w niej wiele smaczków dotyczących tworzenia sztuki i świata malarstwa, a poza tym, oczywiście, wyśmienitą sensacyjną fabułę, napisaną z lekkością. Zdecydowanie nie sposób się oderwać!
Jesteśmy patronem medialnym Zaginionego van Gogha.
0 komentarzy