Gun Honey to pierwszy tom pulpowej serii o nielegalnej imigrantce zajmującej się dostarczaniem broni we wskazane przez zleceniodawcę miejsce. Dom okrutnego przestępcy? Nie ma problemu. Więzienie? Bułka z masłem. Po prostu jest najlepsza w swoim szemranym fachu.
Zacznijmy od tego, że w blurbie komiksu znajduje się na pierwszym miejscu polecajka Stephena Kinga. Właściwie nie dotyczy stricte tego konkretnego tytułu, co po prostu zachwala wydawnictwo, które zapoczątkowało ten cykl. “Pozbawione zbędnych ozdobników historie” – w pierwszej chwili chciałoby się skwitować – “no tak, cóż innego potrzeba, gdy główna bohaterka jest albo skąpo ubrana, albo w ogóle nie jest. Cóż, byłoby to prawdziwe twierdzenie, a jednak nie oddałoby rzeczywistości i spłyciło komiks. Chociaż jest to komiks skierowany do dorosłych czytelników, pełen przemocy i erotyki.
Z feministycznego punktu widzenia miłym zaskoczeniem jest to, że główną postacią jest kobieta, zwłaszcza że rzecz dzieje się w twardym męskim świecie. W tej rzeczywistości kobiety nie są tylko niemymi świadkami z pięknymi nogami, lecz odgrywają pierwsze skrzypce w fabule. Za to spojrzenie na kobiece ciało jest zdecydowanie sztampowe i chciałoby się rzec, że przesiąknięte typowo samczym spojrzeniem. Pomimo tego trudno odebrać je jako szowinistyczne czy uwłaczające. Po prostu jest szampowe (duże cycki, długie nogi, basen kobiet w negliżu… można wyliczać).
Fabuła nie zaskakuje, ale jest bardzo przyjemna i wciągająca. Kilka ciekawych zwrotów akcji, interesujący temat i intrygująca akcja, a do tego zapowiedź zaprawdę-naprawdę ciekawego ciągu dalszego. Autor prezentuje wysoki poziom umiejętności scenopisarskich, choć nie wykazuje się oryginalnością na poziomie efektu wow. Widać natomiast, że komiks jest bardzo przemyślany i Charles Ardai włożył dużo intelektualnego wysiłku, aby stworzyć przyjemny czasoumilacz, który nie będzie kalką poprzednich, ale też nie będzie zbytnio wymagający intelektualnie. Podobnie rzecz ma się z warstwą graficzną – jest bardzo dobra, ale brakuje w niej iskry geniuszu.
Warto przy okazji wspomnieć o genezie samego komiksu i okładce, a właściwie okładkach. Na końcu zeszytu znajduje się dodatek z galerią różnych wydań. Kilka z nich zostało stworzonych przez jednego z najbardziej znanych ilustratorów, twórców okładek w Ameryce: Roberta McGinnisa, który trzy lata temu skończył dziewięćdziesiąt pięć lat. Trzeba przyznać, że jego projekt jest wręcz niesamowity, bardzo klimatyczny. Ciekawe, czy gdyby w polskim wydaniu użyto właśnie tej okładki, klimat opowieści byłby inny. Kadry Gun Honey to debiut malezyjskiego artysty. Co ciekawe, wybór jest podyktowany między innymi tożsamością narodową głównej bohaterki. Sam komiks jest zainspirowany przyjaźnią z azjatycką dziennikarką i autorką powieści erotycznych. Anagram jej imienia i nazwiska to pseudonim naszej głównej bohaterki.
Można podsumować: Gun Honey to poprawny, miły dla oka komiks, który zapewnia przyjemną chwilę wytchnienia. Nie ma co liczyć na więcej, ale jest to wystarczająco, aby czytelnik z chęcią zabrał się za kolejny tom, gdy ten wyjdzie.
Wydawnictwu serdecznie dziękujemy za przesłanie egzemplarzy recenzenckiego, dzięki czemu mieliśmy przyjemność przeczytania tego tytułu ❤️
0 komentarzy