Geiger Geoffa Johnsa (scenariusz) i Gary’ego Franka (rysunki) jest pierwszym tomem serii Bezimienni, komiksów rozgrywających się w postapokaliptycznym świecie. Nie jest to pierwszy raz. kiedy ci twórcy ze sobą współpracowali. Na swoim koncie mają kilka naprawdę dobrych i wartościowych tytułów: między innymi Shazama! z lini wydawniczej New52 czy też alternatywną wersję Mrocznego Rycerza, czyli Batman: Ziemia Jeden.
Tariq Geiger jest jednym z ocalałych z Nieznanej Wojny, podczas której bomby atomowe zmieniają Amerykę w radioaktywny świat. W przeciwieństwie do innych nie musi chronić swojego ciała przed zabójczym promieniowaniem. Pod wpływem wybuchu bomby jądrowej stał się chodzącym reaktorem jądrowym. Przed całkowitym wybuchem chronią go dwa pręty z boru, które wchłaniają jego promieniowanie. Pewnego dnia na trasie spotyka dwóch nastolatków uciekających z Las Vegas, rządzonego przez bezwzględnych watażków. Geiger postanawia pomóc uciekinierom i popada w konflikt z jednym z królów tego miasta.
Johns umie stworzyć bardzo emocjonalne i angażujące historie. Umie dawkować informacje. Wie, w którym miejscu zrobić miejsce na ekspozycje, a w którym ma wprowadzić scenę akcji. Komiks czyta się praktycznie na jednym wdechu i nie ma w nim miejsca na żadną niepotrzebną lub nieistotną scenę.
Historia snuta przez Johnsa w dużej mierze opiera na się na postaci Geigera, który poszukuje swojego miejsca. Sens życia na nowo nadają mu uciekające dzieci z Las Vegas. Johns stworzył komiks praktycznie o rodzinie, poszukującej swojego azylu w nuklearnym świecie. Historia ta, mimo że dosyć banalna i prosta, pełna jest bardzo emocjonalnych i chwytających za serce momentów. Pod koniec tomu czujemy ciężar decyzji podejmowanych przez bohatera. Bardzo dobra robota!
Na osobny akapit zdecydowanie zasługuje główny antagonista tomu, czyli jeden z władców Las Vegas, król Jeremy. Jest on okropnym, psychopatycznym wręcz człowiekiem. Czerpie radość z cierpienia innych. Jest dumny i pyszny, a jednocześnie pełen kompleksów wobec dokonań swojego ojca. Cały czas próbuje udowodnić, że będzie lepszym władcą niż jego tata, lecz wszystko wymyka mu się z rąk przez niekompetencję. Dawno nie czytałem o tak złej postaci. Johns stworzył prawdziwego łotra.
Za warstwę wizualną odpowiada Gary Frank. I jest to klasa sama w sobie. Frank specjalizuje się w bardzo realistycznej kresce. Jednocześnie dobrze się czuje w nuklearnych klimatach. Niewątpliwym plusem komiksu są bardzo dobrze poprowadzone i zrealizowane sceny akcji, pełne dynamizmu oraz szczegółów.
Geiger Geoffa Johnsa i Gary’ego Franka nie jest odkrywczym ani przełomowym dziełem, ale mimo to warto jest się z nim zapoznać. Prosta, ale nie płytka historia, o poszukiwaniu sensu życia w postnuklearnym klimacie sprawia, że z niecierpliwością czekam na kolejne tomy z serii Bezimiennych. Polecam!
Wydawnictwu serdecznie dziękujemy za przesłanie egzemplarza recenzenckiego, dzięki czemu mieliśmy przyjemność przeczytania tego tytułu ❤️
0 komentarzy