Premierowy fragment książki Barbary Baraldi „Ogień. Opowieść o Janis Joplin”

utworzone przez | lut 7, 2024 | Najciekawsze premiery książkowe

Postać Janis Joplin ciągle inspiruje. Wydawnictwo LeTra wydało powieść będącą beletrystycznym portretem artystyki. Chociaż zawiera wiele udokumentowanych faktów z życia piosenkarki, zdecydowanie biografią nie jest. To opowieść o wielkim talencie, desperacji, uzależnieniu, trudnych związkach oraz ogromnej miłości do muzyki. Znana rockmanka w przejmującej powieści Barbary Baraldi to zbuntowana, pełna kompleksów nastolatka, która wierzy, że jej oryginalny głos to jej największa moc i dzięki niemu spełni marzenia. Ile da jej sił na walkę ze sobą i światem? Szalone lata sześćdziesiąte to idealne tło do tego typu rozważań. Zapraszamy do przeczytania premierowego fragmentu!

Była przyzwyczajona do tropikalnego upału, do komarów, do wyziewów z rafinerii mieszających się ze słonawym zapachem wód Zatoki Meksykańskiej, ociężałych zgrzytów tankowców, wijących się wzdłuż portowych kanałów, którymi o każdej porze dnia i nocy odbywa się transport ropy naftowej.

A mimo to czuje, że coś jest nie tak. Wyczuwa to w załamaniach ciszy, w ciężkości półmroku, tak jakby nikogo nie było w domu, jak gdyby z jakiegoś powodu rodzina wyjechała w wielkim pośpiechu, a ona została na posterunku, żeby strzec jego murów.

Potrząsa głową. Mąż śpi obok niej, skulony na boku, z podkoszulkiem zrolowanym aż po pachy oraz stopą wystającą poza obręb łóżka, być może w poszukiwaniu delikatnego muśnięcia powietrza, które tymczasem stoi nieruchomo, pomimo otwartego na oścież okna.

Dorothy wykonuje kilka głębszych wdechów, próbu- jąc zahamować szaleńcze bicie serca. Zbudził ją wrzeszczący odgłos, coś jakby długie miauknięcie. Gdy wyparowują wszelkie ślady snu, jej wzrok zaczyna się wyostrzać. Oczy penetrują ściany sypialni, świdrują w szczelinach mebli w poszukiwaniu jakiegoś nietypowego detalu.

Dopada ją dziwne przeczucie, wstaje więc i przemierza korytarz krokiem tak szybkim, że deski podłogowe skrzypią pod jej stopami, a gdy w końcu staje na progu pokoju córki, odkrywa, że w środku nikogo nie ma.

Łóżko jest puste, prześcieradło leży koło drzwi niczym spadochron porzucony przez skoczka po wylądowaniu.

Po chwili niedowierzania ogarnia ją panika. Oddech więźnie w piersi, ściskając gardło i uniemożliwiając krzyknięcie. Przez chwilę irracjonalność przeważa i w głowie materializują się najgorsze scenariusze, jakie tylko matka może sobie wyobrazić.

Wykonuje kilka kroków w tył, uderza o biurko. Spada jakaś lampka, dookoła rozbryzgują się odłamki szkła.

Nie schyla się, by je podnieść. Jej spojrzenie wybiega za okno, przyciągnięte przez jakiś ruch na zewnątrz. I wtedy ją zauważa.
Mała jest w ogrodzie. Z potarganymi włosami, boso, w koszuli nocnej w kolorze zbliżonym do barwy księżyca. Stąpa niepewnym krokiem po trawie, kierując się w stronę ulicy i chwiejąc się, jakby potrącana niewidzialnymi falami morskiej kipieli.

Dorothy nie waha się ani chwili. Pędem wybiega z pokoju, mija drzwi wejściowe do domu i w pośpiechu pokonuje schodki ganku.

– Janis! – krzyczy.

Dziewczynka nawet się nie odwraca, obojętna na wołanie matki. Kontynuuje swój marsz, z pochyloną do przodu głową i rękoma zwieszonymi wzdłuż ciała.

Dorothy zbliża się ostrożnie. Jeszcze raz woła imię córki, jednak nie otrzymuje żadnej odpowiedzi.

Wykonuje więc jeszcze kilka kroków i staje przed nią. Klęka na trawie, chwyta dziewczynkę za ramiona, aby zmusić ją do spojrzenia jej w oczy.

– Święte nieba, Janis, nic ci nie jest?

Jednak wzrok dziewczynki omija ją, wpatrując się w od- legły punkt, dostępny jakby tylko jej oczom; poza ogrodzeniem, poza szachownicą domów i ich jednakowych ogródków, poza linią, w której ziemia łączy się z morzem, pomiędzy horyzontem a gwiazdami.

– Śmiertelnie mnie wystraszyłaś. Można wiedzieć, dokąd się wybierasz?

Czuje się głupio, że o to pyta, z postawy córki jasno wynika, że wciąż śni. Nie jest to pierwszy epizod lunatykowania, jednak nigdy dotąd nie wstała z łóżka.

– Dokąd idziesz, Janis?

Dziewczynka odpowiada ze szczerą naturalnością. Jej ton jest podniosły, choć mówi tylko nieznacznie głośniej od szeptu. – Wracam do domu. Wracam do domu.

W tym momencie chmura zasłoniła księżyc – znak, który Dorothy stara się zignorować.

Ta urodzona trzy tygodnie za wcześnie dziewczyna, która stanęła na własnych nogach, zanim skończyła roczek, bardzo prędko stąd ucieknie. Ponieważ jej dom znajduje się poza granicami tego dusznego miasta. Czy jej się to podoba, czy nie.

Tłumaczenie: Anna Kowalik

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *